Pobudka o godz. 1:00 - czeka nas długa trasa busem do Cobanaconde skąd mamy wyruszyć na dno Kanionu Colca. Sam Kanion jest długi na ponad 100 km a zaczyna się w Chivay - niedużej miejscowości położonej jakieś 160 km od Arequipy. Aby doń dojechać potrzeba ok. 4 godzin. Nocna trasa przejazdu daje się wszystkim we znaki: surowy andyjski klimat i szybka zmiana wysokości powodują przytykanie w uszach, wysuszanie błon śluzowych i trudności oddychania. Smarowanie ust kremem daje mierne rezultaty - lepszym okazuje się tu błyszczyk do ust a oddychanie ułatwiają zabrane ze sobą nasączone chusteczki jednorazowe. Na chorobę wysokościową najlepszym sposobem jest żucie liści koki. Wbrew powszechnym opiniom, liście koki nie powodują żadnego odurzenia. Jedynym objawem jest lekkie drętwienie języka i policzków, które szybko mija. Po "liściastej kuracji" - o czym niejednokrotnie się przekonałem - mijają dolegliwości i osłabienie. Treking po kanionie rozpoczynamy rano, by zdążyć zejść nasłonecznioną ścianą kanionu przed spiekotą południowego słońca (a w słońcu temperatura o tej porze roku przekracza 30 st a z tej strony kanionu nie uświadczy się żadnego cienia). Schodząc chłoniemy piękno przyrody podziwiając potęgę i majestat drugiego co do głębokości kanionu na świecie - 3182 m od powierzchni (najgłębszy to kanion Cotahuasi - nieopodal - jego zbocza dochodzą do 4000 m). Zejście do dna zajmuje nam bite 4 godziny, potem przeprawa mostem przez rzekę, krótki odpoczynek w mikro gospodarstwie krewnych naszego lokalnego przewodnika. Idąc drugą stroną kanionu przechodzimy przez opustoszałe zabudowania indiańskie, aż wreszcie późnym popołudniem dochodzimy do wioski - miejsca planowanego noclegu. Uroczo! Jesteśmy na dnie kanionu w miejscu otoczonym przez pionowe skały i potężne zakole rwącej rzeki, gdzie stoi kilka bambusowych chatek i gdzie nie dociera elektryczność... Śpieszymy się, żeby jeszcze za światła zażyć kojącej kąpieli w gorących źródłach - niestety były już tylko ciepłe, bo skały po których płyną szybko w cieniu tracą ciepło. W narożnikach chat na klepisku ustawiono prycze wyposażone w potrójną warstwę grubych kocy z Alpaki. My jednak dodatkowo wsuwamy się w śpiwory, bo temperatura na dnie kanionu spada szybko do 2-3 st.C. Wyczerpani trudami dnia zasypiamy w mgnieniu oka.